Z miejsca zakochałam się w tym materiale. I od razu wiedziałam, że nadaje się tylko na lekką, niezbyt poważną, może trochę pin-upową sukienkę. „Burda” 07/2012 podała pomocną dłoń, przedrukowując oryginalny wykrój z lat 50. (swoją drogą, przeraża mnie rysunek modelki z oryginalnego wydania).
Popełniłam niestety trochę niedoskonałości podczas szycia, więc kiedy noszę tę sukienkę, staram się jej nie przyglądać zbyt dokładnie, ale bez względu na to jest bardzo wdzięczna w noszeniu (oczywiście jeśli jesteś kobietą, która nie zrezygnuje ze stanika do sukienki bez pleców, będziesz się musiała trochę nagimnastykować) i zbiera komplementy, aż furczy. Planuję uszyć ten model raz jeszcze, tym razem już jak trzeba i z podszewką; mam już nawet materiał w liski, tylko co z tego, skoro ten kupon leżakuje sobie jakieś 10.000 km ode mnie. Wzdech.
100% bawełna.
The fabric was love at first sight. I also immediately realized that it would be perfect for a light, not so serious, maybe slightly pin-up dress. „Burda” 07/2012 offered me a helping hand by reprinting an original pattern from the 1950s. Unfortunately I commited a couple of imperfections while sewing, so when I wear this dress, I try to not look too closely at it. However it is very nice to wear (of course if you are a woman, who does not give up a bra underneath a backless dress, you are going to work a bit on this issue) and receives a looot of compliments. I plan on making this model once again, this time properly and with lining; I even know what fabric I want to use (foxesfoxesfoxes), but unfortunately it got stuck 6.000 miles away from here. Sigh. 100% cotton.
Uwielbiam szyć z kolorowych i wzorzystych materiałów. Uwielbiam też swój arizoński ogródek oraz gotowanie tego, co w tym ogródku wyrosło. Na co dzień marzę, żeby zostać bohaterką filmu Wesa Andersona.