Kilka tygodni temu wybraliśmy się z małżonkiem zerknąć na trzeci już na naszej liście kraj azjatycki. Zerknąć to rzeczywiście najodpowiedniejsze określenie – 72 godziny w Tajpej pozwoliły nam ledwie musnąć wspaniałości, które Tajwan ma do zaoferowania.
Bardzo się ucieszyłam, znalazłszy w swoim archiwum nieopublikowane jeszcze tutaj zdjęcia moich ulubionych spódnic, które uszyłam w zeszłym roku. Dziś wprowadzenie, a w jednym z następnych wpisów ilustrowany tutorial.
Zważywszy na okoliczności i wątły przybornik, jedyne, na co mogę sobie pozwolić, to formy drobne.
Ledwie zaczęłam blogować, a już zmuszona byłam zrobić sobie przerwę. Od kilku miesięcy mój zasób narzędzi do szycia ogranicza się do elementów z powyższego zdjęcia (plus dwie igły). Tyle dałam radę wepchnąć do ledwo dopinającej się walizki.
Uwielbiam szyć z kolorowych i wzorzystych materiałów. Uwielbiam też swój arizoński ogródek oraz gotowanie tego, co w tym ogródku wyrosło. Na co dzień marzę, żeby zostać bohaterką filmu Wesa Andersona.